Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń
885
BLOG

Czy Sokrates wziąłby dofinansowanie z Unii Europejskiej?

Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń Polityka Obserwuj notkę 8

 

Skoro blog jest m. in. formą autoterapii (po teksty naukowe odsyłam znajomych do moich artykułów) zwierzę się, jako osoba żyjąca w społeczeństwie polskim A.D. 2011, z jednej z moich bolączek. Jest to brak dyskusji i jasności w kwestii moralności finansowania z pieniędzy publicznych prywatnych przedsięwzięć. Mam uzasadnione podejrzenia, że taki klimat niejasności jest jednak wielu ludziom na rękę.

Dlaczego warto o to pytać? Daleko mi do doktrynerstwa wolnorynkowego, ale obecna skala interwencji państwa czy instytucji państwopodobnych w życie gospodarcze i kulturalne domaga się wyjaśnienia i usprawiedliwienia.

Niejasność panuje m. in. co do sprawiedliwości dotacji unijnych. Podobno należy patrzeć na świat z punktu widzenia najlepszego człowieka, ponieważ postępowanie takiego człowieka wyznacza standard tego, co powinno się czynić. Czy zatem człowiek o najlepszych walorach, jakim bez wątpienia był Sokrates, brałby pieniądze z Unii Europejskiej lub dotacje państwowe? Wielce wątpliwe.

Klasycznie rozróżnia się dwa rodzaje sprawiedliwości: wymienną oraz rozdzielczą. Ewentualna sprawiedliwość dotacji unijnych zasadzałaby się na pozytywnej odpowiedzi na pytanie, czy młodym przedsiębiorcom oraz innowacyjnym firmom należą się pieniądze innych podatników.

Czy to, że mam innowacyjny biznesplan lub pragnę założyć firmę uprawnia mnie do otrzymania pieniędzy zabranych przymusowo innym? Wydaje się że nie, ponieważ ani nie wypracowałem jeszcze żadnego dobra, do którego części lub całości miałbym prawo, ani nie należy mi się nic z tytułu jakichś domniemanych niezbywalnych praw, ponieważ nie ma czegoś takiego, jak prawo do dotacji z Unii Europejskiej.

Jedyny w miarę interesujący argument, jaki znam, na rzecz moralnej zasadności poboru grantów, wychodzi od obserwacji, że państwo ograbiło nas z podatków i szans życiowych, dlatego sprawiedliwie można to sobie wynagrodzić, biorąc owe dotacje. (Nie wliczam tych argumentów, które głoszą, że państwo może do woli nakładać na obywateli niesłuszne ciężary i wyręczać obywateli w ich słusznych obowiązkach).

Uważam jednak, że zbyt duża średnia wysokość tych dotacji i niemożność wzięcia ich przez wszystkich obywateli unieważnia ten argument jako umożliwiający politykę powszechnej restytucji mienia i szans.

Mam uzasadnione przekonanie, że to właśnie prężna, wolna ekonomia i cnota moralna przedsiębiorców i pracowników dają lepsze efekty w wykorzystywaniu potencjału ludzkiego, także bezrobotnych, niż socjalistyczny z ducha system dotacji, który generuje szeroko opisywaną już skalę nadużyć (można np. kupić sobie spółkę z dotacją).

Pomijając inne koszta, także moralne, korupcji, jaką jest wzmiankowana unijna polityka społeczna, warto ujrzeć obecną sytuację taką, jaka jest, bez zaciemniania. Być może zmotywuje nas to bowiem do szukania alternatywnych, a nawet rewolucyjnych, rozwiązań na przyszłość. Indywidualnie liczy się już chyba tylko strategia heroiczna.

Na razie pozostaje nam zatem szczycić się z domniemanych osiągnięć cywilizacyjnych Polski, do jakich niektórzy zaliczają wątpliwej reputacji sztukę pozyskiwania i wydawania unijnych pieniędzy (szkolił Polaków w podobnej sztuce PRL), w ramach zasady „jak dają, to trzeba brać”. Pamiętajmy jednak, cudze nie tuczy. 

Wielokrotnie spotykałem się z tezami, że wszelkie propozycje ograniczenia współcześnie znanego nam zakresu kompetencji państwa są uroszczeniem czysto utopijnym. Cóż zatem powiedzą zwolennicy tego stanowiska na historię amerykańskiego Czerwonego Krzyża? Cytuję za Murrayem Rothbardem:

Tradycje niesienia dobrowolnej pomocy […] były jeszcze tak silne, że Czerwony Krzyż zaprotestował przeciw ustawie, przyznającej mu dotację w wysokości 25 mln dolarów, która miała być przeznaczona na taką pomoc. Jego przedstawiciele oświadczyli, że ich organizacja dysponuje odpowiednimi funduszami. Dyrektor Czerwonego Krzyża oznajmił komisji parlamentarnej, że przyjęcie funduszy od Kongresu „znacznie osłabiłoby motywację do dobrowolnego przekazywania darowizn”.

Marek Przychodzen Utwórz swoją wizytówkę Marek Przychodzeń - ur. 1978. Doktor filozofii. Opiekun merytoryczny organizowanych na WSE w Krakowie studiów podyplomowych "Filozofia polityki ONLINE". Członek redakcji "PRESSJI", czasopisma Klubu Jagiellońskiego. Tłumacz i publicysta. Członek Katedry Filozofii Klubu Jagiellońskiego i jej szef w roku akademickim 2007/08. W latach 2004-2008 współpracował z Przeglądem Politycznym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka