Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń
1329
BLOG

Lewicowa wrażliwość

Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń Polityka Obserwuj notkę 17

 

Istnieje pewien fenomen w życiu politycznym i intelektualnym, zwany lewicowością. Wyraźnie zetknąłem się z tym zjawiskiem podczas studiowania socjologii, która nie będąc ekonomią musi się czymś zajmować, więc zajmuje się tropieniem niesprawiedliwości w świecie. Socjologowie nie są w stanie powiedzieć, jak wytworzyć bogactwo, jednak znają się bardzo dobrze na tym, jak ulżyć ubóstwu.
 

Pomijając fakt, że ubóstwo wydaje się kondycją nieusuwalną z tego upadłego świata, „ubogich zawsze macie u siebie” (J 12, 8), to dobre rady lewicowców można odłożyć na półkę. Z moich licznych kontaktów z tymi ludźmi wyłania się obraz dość jednoznaczny – ludzie ci nie pomagają biednym, oni z nich żyją.
 

Żyją z pisania o biedzie, konferowania o biedzie, zakładania instytucji i programów walki z biedą. I zawsze są po tej „właściwej stronie”, ponieważ wszyscy inni, jak wiadomo, tylko wykorzystują biednych, podczas gdy lewica, no właśnie... Bycie lewicowcem jest zawsze w dobrym tonie. W wywiadzie, który przeprowadzałem z Kenem Jowittem opisywał on hipokryzję rewolucyjnych marksistów z lat 60-tych w sposób następujący:
 

...[D]drugi typ marksizmu, marksizm rewolucyjny, miał szczególny oddźwięk wśród intelektualistów, przynajmniej wśród dużej ich grupy.Działo się tak z kilku powodów. Jeśli ktoś był marksistą, mógł myśleć o sobie bądź to jako o znamienitym intelektualiście, bądź jako zaangażowanym rewolucjoniście. Tak więc, podobnie jak wielu moich kolegów w latach 60., ludzie tego typu siedzieli przed uniwersytetami Columbia, Harvarda lub Berkeley, trzymali w ręku martini, lecz nie byli przy tym zbyt dobrze ubrani, musieli bowiem wyglądać nieco proletariacko. Stać ich oczywiście było na wykupienie całej kawiarni. Paliło się wtedy francuskie papierosy (nigdzie wokół nie można było kupić amerykańskich, gdyż uważane było to za zbyt duże ustępstwo wobec imperializmu).”
 

Jak mówił Jowitt, intelektualiści tego typu, poprzez lekturę Marksa, mogli poczuć „łączność z ludem pracującym”. Jowitt nie dostrzegał wielkiego zakłamania w tej postawie i tu się z nim różnię. Dobry lewicowiec zawsze będzie współczuł na odległość abstrakcyjnemu robotnikowi, bo ten konkretny będzie mu zwyczajnie śmierdział. W jednej z ostatnich wymian zdań usłyszałem np. taką opinię lewicowo ustosunkowanego kolegi na temat telemarketerów (współczesnych proletariuszy): „znimi trzeba jak z żulami. Ostro i bez sentymentów”.
 

Nie dziwi mnie zatem przebąkiwanie o możliwym sojuszu PiS z SLD – socjaliści wszelkiej maści troszczą się o innych tylko werbalnie, realnie zaś nie różnią się niczym w swych ambicjach od bezlitosnych kapitalistów. Zresztą jak wiadomo, bieda sama z siebie nie uszlachetnia. Jak zauważał Arystoteles, zarówno biedni jak i bogaci są politycznie niebezpieczni, ponieważ jednym i drugim chodzi tylko o pieniądze.
 

Najbardziej dojmujące w tym wszystkim jest to, że ubodzy wychodzą jak najgorzej słuchając i wierząc w większą część lewicowych rad. Być może byliby bardziej ostrożni wiedząc, że wielu z ich intelektualnych protektorów po prostu nimi gardzi.
 

Rozwikłaniu groteskowego sporu pomiędzy tzw. liberałami gospodarczymi a socjalistami nie pomaga dziś nawet dość subtelna katolicka myśl społeczna. Kościół zawsze twierdził, że dobra materialne są własnością wszystkich i że własność prywatna jest jedynie dobrym sposobem na ich skuteczne wykorzystanie, lecz nigdy nie absolutyzował prawa własności.
 

Współczesne myślenie jest jednostronne i ideologiczne, dlatego wszelkie wyważone spory tracą w nim rację bytu. Albo jesteś za wolnym rynkiem, albo przeciwko niemu.Tertium non datur.W tej debacie każda ze stron stara się niwelować subtelności i podciągać każde stanowisko do swojej uproszczonej wizji świata, dlatego po jednej encyklice okazuje się, że Jan Paweł II jest liberałem, po drugiej, że Benedykt XVI jest socjalistą.


Poprawna filozofia ekonomii unika tych skrajności, widząc dobro zarówno wolnej ekonomii, jak też ingerencji wspólnoty politycznej w chwilach, gdy ekonomia i dobroczynność zawodzi. Ekonomia i wspólnota polityczna powinny się nawzajem wspierać, ale nigdy nie zastępować się wzajemnie. Obojętnie, co powiedzą na to moi lewicowi (czy też prawicowi, jeśli o to chodzi) koledzy.
 

Marek Przychodzeń
 

Marek Przychodzen Utwórz swoją wizytówkę Marek Przychodzeń - ur. 1978. Doktor filozofii. Opiekun merytoryczny organizowanych na WSE w Krakowie studiów podyplomowych "Filozofia polityki ONLINE". Członek redakcji "PRESSJI", czasopisma Klubu Jagiellońskiego. Tłumacz i publicysta. Członek Katedry Filozofii Klubu Jagiellońskiego i jej szef w roku akademickim 2007/08. W latach 2004-2008 współpracował z Przeglądem Politycznym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka